niedziela, 29 maja 2016

Co zrobić, aby być szczęśliwym?

Cześć!
Jak wam zleciał weekend? Wypoczęci? Realizujecie swoje cele? Wszystko dobrze się układa?
U mnie wszystko do przodu. Wszystko jest w porządku :)

 

Czym jest szczęście?


Wiecie czym jest szczęście? Bardzo długo się nad tym zastawiałam. Chyba nie skłamię, twierdząc, że zdecydowaną dłuższą część mojego krótkiego życia. Odpowiedź przyszła niezapowiedziana.

Z wielu stron jesteśmy bombardowani smutkiem. Wojny, głód, wyrzucony niemowlak przez okno, kradzież, gwałt... Jest z czego wybierać. Moja dawna Pani od religii mawiała, że to bez sensu tworzyć takie programy jak W11 czy Detektywi (wtedy jeszcze leciało, nie wiem jak teraz) czy nawet wiadomości i inne takie, bo one są przytłaczające. Sugerowała abyśmy oglądali rzeczy, które sprawiają nam radość i dają siłę. Nie zgadzałam się wtedy z nią. Uważałam, że dobrze jest wiedzieć o złu na świecie, że trzeba się uczyć, byś ostrożnym. To, że my będziemy dobrzy, nie znaczy, że inni będą wobec nas tacy sami. Podtrzymuję swoje zdanie. Podtrzymuję zdanie o tym, że warto wiedzieć gdzie toczy się wojna, gdzie trzeba pomóc i jak wygląda cierpienie. Pytanie tylko brzmi - Czy jeśli ludzie gdzieś tam są nieszczęśliwi to czy ja tutaj nie mogę byś szczęśliwa?

W sumie czym jest szczęście? Kto z nas może powiedzieć - Jestem szczęśliwy? Mogłabym powiedzieć, że ja teraz czuję się szczęśliwa. Ja teraz czuję się radosna. Czuję się dobrze, cieszą mnie najmniejsze rzeczy, ale czy jestem szczęśliwa właśnie teraz? Teraz?
Może szczęście nie ma nic wspólnego z teraźniejszością. Może chodzi o przeszłość, siedzisz na werandzie wśród kwiatów wspominając dawne wydarzenia i myślisz - tak, wtedy byłem szczęśliwy. Może żeby zobaczyć szczęście trzeba je najpierw przeżyć, zrozumieć i dopiero wtedy zauważyć? Tak sugerowała Katarzyna Janowska w "Zwykłym dniu". Nie wiem czy tak właśnie jest. Zapewne dlatego, że dla każdego szczęście jest czymś innym. Czym jest dla Ciebie?

Wiem za to czym jest radość. Taka najzwyklejsza, wręcz naiwna i dziecięca. Zakwitł mi storczyk. Dostałam nowe buty. Jeździłam na rowerze. Przeczytałam książkę po angielsku. Słońce pięknie dziś świeciło. Daję sobie radę. Mam wspaniałą przyjaciółkę. Mam ludzi, którzy o mnie się troszczą. Napisałam nowy wiersz. Mogę otworzyć okno na oścież. Staram się. Walczę o siebie. Mogę prowadzić tego bloga.

Prawda, że piękne? :)

Nie wiem czemu jestem taka radosna. Przez czternaście miesięcy nie byłam ani razu. Wyobrażacie sobie? Sama do końca nie wierzę, ale tak. Aż w końcu 15 maja moja radość wróciła. Nie wiem dlaczego akurat tamtego dnia. Potem bałam się, że zbyt szybko przejdzie. Zaczęłam gadać do siebie i wywiązał się taki wewnętrzny dialog:
- Długo jeszcze potrwa ta niesamowita radość?
- Na to jest prosta odpowiedź. Potrwa tyle, ile będziesz chciała.
Teraz już wiem, dlaczego 15 maja odzyskałam największy skarb. To był mój wybór. Chciałam byś szczęśliwa i od dłuższego czasu się przekonywałam, że tak właśnie jest. Tego dnia, po tylu miesiącach w końcu sobie uwierzyłam.  

 

 Co zrobić, aby być szczęśliwym?


Nie chodzi o to, że inni mają więcej ani o to, że są lepsi. Nie znoszę, jak mówię komuś komplement, a on odpowiada (skromnie), że eee tam są lepsi. Oczywiście, że są! Nic nie jest na całe życie, nawet forma mistrza świata. Tylko co z tego, że są lepsi? Że są piękniejsi niż my, mogący zrobić więcej pompek, bardziej utalentowani, bardziej pozytywni, bardziej inteligentni, szczuplejsi, bogatsi, posiadający dom z basenem i siłownią... My też od jednych jesteśmy lepsi. Od innych jesteśmy gorsi. Sęk tkwi w tym, że nasze szczęście nie zależy od innych. Zależy od nas. Możesz albo marudzić (co i tak nic nie da) albo się cieszyć najgłupszymi rzeczami i mieć swoje priorytety. Kiedy byłam piętnaście kilo szczuplejsza, nie byłam szczęśliwa. Nie znosiłam siebie i swojego wyglądu. Dziś? Dziś jak idiotka przybijam piątkę z lustrem. Dziś walczę o siebie. Trenuję i ćwiczę tak jak wtedy, ale nie z nienawiści, a z miłości. Drobna różnica, co? Nie ma znaczenia co masz, ani czego nie masz. Zastanówmy się - ubrania za tysiaka nie sprawią, że będziesz prawdziwie szczęśliwa, ani najdroższy telefon, ani nawet najprzystojniejszy mężczyzna na świecie - aczkolwiek może trochę pomóc ;).
Teraz najważniejsze pytanie - Co zrobić, aby być szczęśliwym?
Bądź.

Co wy myślicie na temat szczęścia i radości?
Dajcie znać!
Ciepłego wieczoru!
Ula

czwartek, 26 maja 2016

Nie wierzę w perfekcję

Hej, hej, hej!
Witam was w ten piękny dzień. Jakie macie plany na dziś? Ja bym pojechała na wycieczkę rowerową :) I tak właśnie zrobię.

INSPIRACJE 

Lubicie inspiracje? Wiecie o co chodzi, te wszystkie zdjęcia perfekcyjnych ciał, udostępniane na różnego rodzaju aplikacjach czy stronach internetowych. Te piękne przyrządzone posiłki, fotki z siłowni, biegania, basenu. Najlepiej jeszcze w grupie pięknych, roześmianych osób. Plus w drogich sportowych ubraniach. Nad tym wszystkim jakiś motywujący napis. Heh, jak wielką jestem fanką cytatów to trudno sobie wyobrazić. Przy okazji na innym zdjęciu możemy podziwiać, wnętrza idealnego domu w stylu skandynawskim. Można jeszcze dołożyć do tego męża/kochanka/chłopaka i psa/kota/złote rybki.

Jakie to wszystko cudowne! Ja też tak będę! Przecież człowiek może zrobić wszystko co zechce, jestem silna! (tak głosił jakiś tam cytat kiedyś przeczytany) Będę mieć perfekcyjne życie! 

To naprawdę boli, kiedy znów zawaliłam. Rozczarowanie - nie, nie będę mieć perfekcyjnego życia. Dlaczego im się udało, a mi nie? Dlaczego pokłóciłam się z mamą, przyjaciółka była fałszywa (chociaż miałyśmy odpowiednią ilość zdjęć razem), zjadłam kebaba i znów nie poćwiczyłam, bo robiłam projekt na fizykę, przeglądałam facebooka i jeszcze jakieś tysiąc innych rzeczy? Dlaczego znów się załamałam, chłopak mnie nie kocha, banany mi zgniły i nie miałam co zjeść na śniadanie? Czy ktoś mi do choooolery powie czemu tak jest?!!!!!!!

Przez długi czas przeglądałam perfekcyjne zdjęcia. Wystarczająco długi by znienawidzić wszystko co mnie otacza, włącznie z kotem, bo nigdy nie udawało mi się zrobić mu ładnego zdjęcia. Serio, wszystko było nie tak, nie na miejscu, włącznie z otaczającymi mnie ludźmi i włącznie... ze mną. To się nazywa zgubienie.

I co zrobiłam? Zaczęłam starać się bardziej i odrzucać coraz większą ilość ludzi, a na koniec siebie wyrzuciłam do śmieci. Coś było jednak ze mną naprawdę nie tak skoro nie potrafiłam być dość dobra, dość piękna, mieć dość ładnego pokoju, dość czasu i ogólnie wszystkiego miałam niedomiar. To już choroba - choroba nie dość poważna by o niej mówić, bo jak na razie większość milczy...

Dzień dobry  Ula, ja mam już dość

Wiecie co? W końcu miałam dość. Dość perfekcji. Ta wszechobecna idealność już mi wychodziła nosem i nie tylko... Uwierzyłam w coś, co nie istnieje. Uwierzyłam w fałszywy obraz spokoju i szczęścia. Wiem dlaczego to zrobiłam i dlaczego robią to tysiące ludzi na Ziemii. Chyba każdy z nas wymarzył sobie perfekcyjne życie, zaplanował jak będzie wyglądało. Znajdujemy odbicie go w idealnych zdjęciach. Przedstawiają one piękno, spokój, nie ma tam żadnych braków. Prócz jednego - takie życie nie istnieje. Nie istnieje świat bez grzechów, bólu, wojen i przykrości. Można to ignorować owszem. Można się nie przejmować, że umarła ciocia, że matka na Ciebie krzyczy, że przyjaciele się odwracają. Znajdziesz następnych. Ważna jest siłownia, piękny dom i twoja figura. Oczywiście, że tak można. Warto sobie zadać pytanie czy to nadal ludzkie? Do tego dążymy? Do płaskiego brzucha? W jaką stronę zmierzamy? Naprawdę czasami się gubię. Nie chcę żyć smutkiem całego świata i nadal chcę mieć swoje, dobre życie. Chyba je znalazłam chociaż w jakimś stopniu.

Pokazuj to, co dobre

U wielu blogerów nie ma miejsca na przeciętność. Nie pokazują, że są smutni, że byli na pogrzebie i są załamani. Nawet jeśli to robią, to to jest jakieś odległe. Nawet jakieś tam błędy czy porażki są zgodnie ignorowane. Każdy patrzy na całość i wraca do zazdrości nad piękną fryzurą czy okularami za pięćset złoty. Zresztą nikt nie ma obowiązku pokazywać smutku czy bólu, to ich prywatność. Tylko dlaczego każdy chce kreować swoje idealne życie i może pokazać się nago, a nie może napisać jak dużo ma wad? Przecież nikt nie będzie sobie umniejszał. Pragniemy czytać o dobrych rzeczach, wspaniałych osiągnięciach, imprezach do rana. Sami sobie szkodzimy, bo chcemy słuchać o ideałach i w nie wierzyć, a to co złe zostawiamy daleko z tyłu. Nie rozpisujemy się nad bólem, który czujemy, nasze porażki sprytnie pomijamy. Nawet nikt jakoś za bardzo nie słucha, kiedy mówisz, że nie masz czasu. To się nazywa życie. Albo jego brak?
Nie chcę tego na moim blogu. Nie chcę tej powszechnej perfekcyjności. Każdy ma takie życie, a nie inne. Nie mam czasu chodzić co miesiąc do fryzjera, codziennie robić fit posiłków i ćwiczyć. Nie tylko ze względu na czas. Ja po prostu nie mam siły. Nie jestem w stanie biegać dwa dni pod rząd. Nie mogę jeść codziennie na śniadanie owoców. Nie potrafię utrzymać porządku w moim pokoju, bo jestem straszną bałaganiarą, a może po prostu jestem zbyt leniwa by poodkładać rzeczy na miejsce. No i okay. Za to piszę wiersze i uwielbiam fizykę. Staram się robić każdego miesiąca coraz więcej pompek. Próbuję dogadać się mamą. To co najbardziej mnie denerwuje w perfekcji jest to, że tam wszystko jest. Te zdjęcia już są idealne, nie potrzebują zmian. Tam nikt do niczego nie dąży, bo każdy jest idealny, tego mi brakuje w tym wszystkim - jakiegoś głębszego celu.

Wszystko wina blogerów

Nie ma żadnej winy. Każdy pokazuje się z jak najlepszej strony, to całkowicie normalne. Tu nigdy nie było żadnej winy czy czegoś takiego, to my po prostu uwierzyliśmy w szczątki informacji. Dostaliśmy przynętę i dorobiliśmy sobie historie. Nasz błąd, że uwierzyliśmy w coś, co nas zaczęło niszczyć. Nie szukaliśmy prawdy, po co to komu? To, że niektórzy nie pokazują żadnych problemów to ich sprawa, nie nasza. Mają takie prawo, zresztą tak podpowiada nam logika. Dążą do pokazania się z jak najlepszej strony, często za pomocą Photoshopa czy podobnych. Próbują przez dwie godziny zrobić jedno perfekcyjne zdjęcie, czy już nie wiele było afer tego typu? Człowiek w końcu się załamywał, bo miał dość? Był po prostu zmęczony dobrobytem. Wiele jest historii mówiących, że człowiek potrzebuje smutku by być szczęśliwym. Czy to nie jest niestety prawdziwe?

Zacznij działać 

Nie musisz być ascetą, wyrzekać się przyjaciół, nie pokazywać na facebooku jak świetnie się bawiłeś na imprezie. W tym nie ma nic złego, że chcesz być szczęśliwy. Każdy  z nas chce. Każdy chce pokazać światu, że ma dobrze, że jest radosny. Nie koniecznie w internecie. To naturalne. Po prostu nie wierz w to co widzisz, bo możesz dać się oszukać. Z góry już ktoś zaplanował, że właśnie tobie się spodoba to zdjęcie. Zacznij wierzyć w prawdę. Zacznij radować się i doceniać to co masz. To, że tak pięknie zakwitł Ci kwiat na parapecie, że masz cudowną przyjaciółkę do której zawsze możesz zadzwonić, że świeci słońce. Nie mów, że będzie w porządku. Powiedz, że jest w porządku. Tak właśnie jest. Każdy ma problemy, inni bardziej poważne, inni miej. Większość z nich da się przetrawić. Musisz walczyć. Walka to najpiękniejsza rzecz pod słońcem. Nie bądź perfekcyjny, walcz o to by wszystko było tak jak sobie zaplanowałeś, pamiętając o zbędnych ideałach.

Moje ideały 

No to tak dla odmiany, przedstawiam wam dwa konta na instagramie, które pokazują walkę i mnie motywują. Nie perfekcję, ale coś ważniejszego niż duży, kształtny tyłek i płaski brzuch. Oczywiście, dotyczą sportu i zdrowego odżywiania.

1. FIT TRIO 


Dziewczyna postanowiła schudnąć i zdrowo się odżywiać, klasyk. Osiągnęła wymarzoną wagę i... postanowiła przytyć, bo źle się czuła ze sobą! Bierze udział w ciekawych kampaniach...


Wstawia także motywujące cytaty, ale niekoniecznie o tym jak idealni jesteśmy, ale jak ciężko czasem jest:

Podkreśla, że najważniejsze to dobrze czuć się ze sobą. 

 Pokazuje swoje niedoskonałości. 

2. Adry Bella 

 Duża nadwaga, kolosalna przemiana i jak radzi sobie dalej?


Niektórzy by powiedzieli, że nawet nie miała co marzyć...

Zawsze można coś zmienić, jeśli pragnie się tego z całych sił. Zachęcam do znajdywania dobrej inspiracji. Aktualnie nie przeglądam żadnych "idealnych" kont, blogów. Już nie muszę. Zrozumiałam, że to co mam, jest równie wspaniałe co to, co mają inni. Nie jest mi wstyd, że uwierzyłam, bo dzięki temu zyskałam bardzo dobrą lekcję i w końcu doceniam co mam :)
Co wy o tym wszystkim myślicie? Macie podobne doświadczenia? Kim się inspirujecie? A może myślicie w ogóle inny sposób?
Dajcie znać!
Aktywnego czwartku! 
Ula

niedziela, 22 maja 2016

Potęga codziennych wyborów i nawyków

Dzień dobry!
Mamy piękne niedzielne popołudnie - idealny czas na małą zmianę w naszym życiu!
Przemyślmy pewną sprawę, czy żeby osiągnąć cel musimy w niego włożyć dużo wysiłku? Czy potrzebne nam są niesamowite wyrzeczenia, ciężka praca? Myślę, że większość z was odpowie twierdząco i trudno się nie zgodzić, chyba że...
Od dziecka jesteśmy wychowani właśnie w ten sposób, uświadamia się nas, że aby osiągnąć to co sobie zamierzyliśmy, musimy ciężko pracować.  Nie po to mama mówiła "Najpierw nauka, potem przyjemności" lub "Zacznij się uczyć, bo będziesz sprzątać kible" ewentualnie coś w stylu, że "Ciężka praca popłaca", obowiązek pracę mamy we krwi (w parze z lenistwem). Uczono nas, że tylko konkretne działania, które musimy przełożyć ponad przyjemności, dadzą nam zamierzone efekty. A gdybym powiedziała, że nie ma potrzeby się tak męczyć? Że nie musisz poświęcić wszystkiego co kochasz w imię czegoś co pragniesz osiągnąć? Co gdybym wręcz zasugerowała, że osiągnąć sukces jest prosto, łatwo i przyjemnie?
Może z tym ostatnim lekko przesadziłam, ale reszta się zgadza. Zapraszam do przeczytania postu z którego dowiesz się jak zmienić swoje życie z minimalnym wysiłkiem.

 

Co sprawiło, że zdobyłeś Nobla? 



Co sprawia, że ludzie osiągają swój cel? Co takiego niesamowitego robią ludzie, gdy chcą schudnąć dwadzieścia kilogramów i to robią, a dlaczego przeciętny Kowalski nie może zrzucić pięciu kilogramów zbędnego balastu? Ja się pytam co? Cudotwórcze tabletki? Bzdura. Zostawiają rodzinę, pracę, szkołę, wypłacają pieniądze z banku i lecą do specjalnych ośrodków gdzie jedyne co robią to śpią, ćwiczą, chodzą na masaże i jedzą przyrządzone im posiłki? Szczerze w to wątpię. Ludzie, którym się udało są tacy jak my. Mają problemy, obowiązki i zapewne tysiące razy zwątpili. Mimo to...
Ma to duży związek z motywacją, ale nie do końca. Motywacja jest zazwyczaj na początku. W pierwszej fazie mamy takiego kopa, że robimy wszystko jak najlepiej. Ćwiczymy dwie godziny dziennie, każdy posiłek przyrządzamy i dekorujemy, bo z tym kojarzy nam się perfekcja. My właśnie tego chcemy - perfekcji, ułożenia w naszym życiu. Chcemy osiągnąć cel i wydaje się, że nie ma już na świecie żadnej siły, która by nas powstrzymała. No, tak przez pierwsze dwa tygodnie. Potem okazuje się, że przez to głupie bycie "fit" zaniedbaliśmy inne sprawy i wracamy z powrotem do punktu wyjścia. Łatwo nam się nawet usprawiedliwić -  To za trudneee, nie chce mi się, ja mam ważniejsze rzeczy na głowie, muszę się zajmować dziećmi, nie mam czasu i tu moje ulubione - najważniejsze jest wnętrze. Ten moment kiedy ludzie mówią - Najważniejsze jest wnętrze - z taką determinacją, a jednocześnie z tak beznadziejną miną, jest okropny. Jeśli źle się czujesz ze sobą, to Ci wnętrze nie pomoże, wymówki także. Sprawa jest prosta albo coś zmieniasz, albo się okłamujesz.


Przede wszystkim źle się do tego zabierasz. Jesteś niecierpliwy. Wszystko chciałbyś mieć od razu i robisz wszystko by to zdobyć. Odchudzanie uczy pokory i cierpliwości. Tu nie dostaniesz tego w tydzień, ani dwa. Czasami potrzeba naprawdę dużo czasu, jak to przetrwać?
Zamiast rzucać się od razu na wszystkie zdrowe przepisy i wychodzić codziennie na dwie godziny na rower kosztem szydełkowania, które szczerze kochasz, przystopuj. Po prostu. Ludzie za szybko się zniechęcają, bo praca kojarzy im się z wyrzeczeniami. Mają rację, osiągnięcie celu wymaga poświęceń, ale nie takich o których myślimy. Mam kolegę, któremu zagroziło nie przejście do kolejnej klasy. Nagle dostał takiego kopa, że uczył się przez kilka godzin dziennie, ogłaszał to wszystkim których napotkał - uczyłem się dziś do drugiej w nocy. Duma biła od niego na trzysta metrów. Pomijając już bezsensowność siedzenia do późnej nocy, nie wytrzymał zbyt długo, jakieś dwa - trzy dni...
Dasz wiarę, że robisz to samo? Rzucasz się na głęboką wodę, a potem myślisz, jakie to wszystko trudne i dlaczego inni dają radę, a ty nie. No tak, bo oni nie mają tyle nauki, problemów, nie umarł im pies i po prostu mają silniejszą wolę. Jasne...
Metoda małych kroków. Zaczynasz od jednego zdrowego posiłku, od dwóch godzin sportu w tygodniu i z czasem to stopniujesz. Oczywiście, możesz zacząć od poziomu hard i nie twierdzę, że Ci się nie uda. Mimo to,  większości nie starczy siły ani ochoty. Myślisz, że dwie godziny sportu tygodniowo nic nie zmienią? Że nie opłaca Ci się usiąść na piętnaście minut do lekcji? Prawda jest taka, że małe czynności, które wykonujemy każdego dnia następnie składają się na nasze całe życie. Przemyśl więc lepiej, czy naprawdę się nie opłaca?


Historia pewnego banana


Wyobraźmy sobie osobę, niech będzie to kobieta. Alicja - dwudziestu-kilku letnia studentka. Alicja je codziennie to samo. Dzień w dzień na obiad męczy kurczaka z ryżem, na kolację sałatki, a rano owsiankę i banana.  Alicja postanawia, że chciałaby trochę schudnąć. Na śniadanie zaczyna jeść samą owsiankę, banan idzie w zapomnienie. Banan ma około stu kalorii. Niektóre źródła podają, że aby schudnąć jeden kilogram trzeba "zaoszczędzić" około trzech tysięcy kalorii. Proste działanie 3000:100=30. Alicja w około miesiąc schudnie jeden kilogram. Oczywiście wpływ ma ogrom czynników, ale czysto teoretycznie można tak założyć. Myślicie, że nasza Alicja poczuje zmianę? Że będzie umierać z głodu bez tego banana? Wątpię. Nasze małe zmiany i wybory mają ogromny wpływ na nas w dłuższym okresie czasu. Jak by to odwrócić i dołożyć banana to tyła by kilogram miesięcznie. To nie dużo. Jednakże w rok będzie dwanaście kilogramów cięższa! Tak działają nasze wybory. Żaden nie jest wystarczająco ważny by zepsuć naszą kilkomiesięczną pracę, ani wystarczająco nie ważny by nie móc zmienić nas na lepsze. Właśnie to jest klucz do sukcesu - codzienny, dobry, mały wybór  = nasze nawyki. 



To, co nas tworzy...


Tworzą nas nawyki. To, że codziennie myjesz zęby przed lub po śniadaniu lub to, że nie myjesz ich wcale. To, że codziennie wstajesz trzydzieści minut wcześniej żeby poćwiczyć yogę i to, że nie ćwiczysz od kiedy skończyłeś szkołę. To twój nawyk i przyzwyczajenie, twój wybór. Ile czasu potrzeba by stworzyć nowy nawyk? Różne źródła różnie podają - słyszałam o trzech tygodniach, ale przeczytałam też o zaprzeczeniu tej tezy i ramach czasowych coś bliżej sześciu miesięcy. Przez dwa miesiące wstawałam pięć razy w tygodniu około godziny piątej, aby poćwiczyć przed szkołą, bo potem zwyczajnie nie miałam czasu. Po miesiącu zawsze kiedy się budziłam czułam się pełna energii i chęci do ćwiczeń. Moje ciało przyzwyczaiło się do porannego wysiłku, stało się to nie tylko moim nawykiem, ale także przyjemnością. Aktualnie nie wstaję już wcześniej i bardzo nad tym ubolewam. Będę starała się do tego wrócić, szczególnie, że wraz ze zmianą szkoły nie będę musiała wstawać o tak nie ludzkiej porze. 
Aby osiągnąć sukces musimy stworzyć nawyk. Jeśli ustalisz sobie jakiś czas w którym zazwyczaj będziesz  trenować to twoje ciało to zapamięta i będzie Cię wspierać. Jeśli zaczniesz częściej wybierać warzywa zamiast słodyczy to po czasie będziesz mieć mniejszą ochotę na coś słodkiego. Nawyki to coś, co nas tworzy. Musimy nimi zawładnąć, aby one nie zawładnęły nami.

Warto być świadomymi własnych wyborów, doceniać potęgę małych czynności i tworzyć u siebie korzystne nawyki. Nie rzucaj się na głęboką wodę - w wodzie po kostki też można się utopić. Zaplanuj życie tak jak chcesz i nie zapominaj w tym wszystkim o sobie. Jak to napisała Regina Brett w książce "Jesteś cudem" - "Najpierw załóż maskę tlenową sobie, bo wtedy wszystkim wokół będzie trochę łatwiej oddychać". 
Sukcesywnej niedzieli! 
Ula

środa, 18 maja 2016

Jak schudnąć? (i nie zwariować)

Cześć wam!
Ten dzień mnie lekko przybił, ale teraz kiedy siadam by napisać kolejny post, czuję się wspaniale. Potrzebowałam chwili spokoju, by przemyśleć co mogę naprawić w tym co zepsułam i znów jestem gotowa do działania!
Schudnąć jest łatwo czy trudno? Wiele osób mówi, że o wiele łatwiej niż utrzymać wagę i w tym momencie wyłączam się z konwersacji... Jeszcze nigdy mi się nie udało osiągnąć tego celu! Oczywiście moja waga wyświetlała mi już naprawdę różne liczby, ale nigdy takie jakie bym chciała. Próbuję znów. Tym razem z wami. Nie ukrywam, blog jest także moją motywacją :)
Odżywianie ma tak dużo złożonych procesów, że właściwie trudno zmieścić te wszystkie wytyczne w jednym poście. Postaram się to streścić. Uprzedzam, nie jestem dietetykiem, wszystko co umieszczam na moim blogu jest związane z moją, nie zawsze uzupełnioną, wiedzą. Chętnie posłucham jeśli ktoś będzie chciał mnie wyprowadzić z błędu, oczywiście za pomocą argumentów.

1. CEL 


Po pierwsze, musisz ustalić do czego chcesz dążyć. Najlepiej jak najbardziej konkretny cel.
Schudnę - NIE, BŁĄD
Będę mieć płaski brzuch - NIE, NIE, NIE 
Będę wyglądać tak, że wszyscy mężczyźni będą moi - BŁAGAM, TO AŻ BOLI
Schudnę 5 kilogramów - TAK :)

 Twój cel wcale nie musi (a nawet odradzałabym) dotyczyć liczby kilogramów. Mój cel przykładowo aktualnie odnosi się do ilości zjadanych kalorii (co i tak ma na celu schudnięcie :P). Nie koniecznie celem musi być skutek naszego postępowania, może być to samo postępowania co da nam i tak określone skutki. Jeśli wiesz jaki masz cel, to zapisz go sobie na karteczce, jakimś notatniku. Jeśli chcesz żeby Cię motywował możesz sobie przykleić w jakimś widocznym miejscu karteczkę, ale jeśli nie chcesz by inni Cię o niego pytali to oczywiście nie musisz. Zapisz, powieś lub schowaj. Jeśli twoje działanie jest przeznaczone na dłuższy okres czasu, jak na przykład schudnięcie dziesięciu kilogramów, to powinieneś podzielić go na kilka mniejszych celów. Dziesięć kilogramów przeraża. Jak jeszcze wyliczysz ile czasu Ci to zajmie, to nic tylko iść się udusić. Nie, czekaj! Ta liczba przeraża, ale co powiesz na jeden kilogram? Kurczę, jeden kilogram to pikuś przecież! Zero problemu. Teraz właśnie musisz sobie uświadomić, że twój cel to dziesięć takich "pikusiów". No i co? Łatwiej trochę, nie? Nie lubię za bardzo głowić się nad przyszłością. Ustalam, że chcę schudnąć jeden kilogram w dwa tygodnie (optymalnie) i robię wszystko na co mnie aktualnie stać, aby ten cel osiągnąć. Nic więcej. W tym momencie masz dwie opcje. Niektórzy psychologowie twierdzą, że łatwiej nam osiągnąć cel, kiedy o nim powiemy głośno, a nie schowamy w zakątkach naszego umysłu. Poczujemy wtedy się zobowiązani i nie zrezygnujemy tak łatwo. Więc możesz chwycić za telefon i wykręcić numer do najlepszej przyjaciółki, chłopaka, mamy, taty, psa i kota. Do osoby, której ufasz i wiesz, że Cię wesprze w twoich dążeniach. To może być tylko jedna osoba, a nie tysiące. Chociaż jeśli Ci to pomoże, to możesz i powiedzieć wszystkim , których spotkasz :) Jeśli się wstydzisz to po prostu napisz anonimowo na blogu. Możesz też  zostawić to dla siebie, ale jeśli tak, to potem nie narzekaj, że nikt Cię nie wspiera. Masz cel? No to do przodu!

2. DO DZIEŁA!  


Sposobów na schudnięcie jest naprawdę wiele. Ja zaprezentuję tu swój, który na samo schudnięcie się sprawdzał. To co się nie sprawdzało to ja - moja samokontrola po czasie poszła hen daleko. I obojętność. Nigdy nie bądź dla siebie obojętny, to najgorsze co możesz sobie zrobić. Ty tu rządzisz!
Na początek odradzam wszystkie możliwe diety. Czyste zło. Owszem, pomogą Ci schudnąć. Jak przestaniesz jeść to też schudniesz, całkiem szybko. Ale czy o to chodzi w życiu? Szybko schudniesz i co potem? Potem znów będziesz z powrotem ze stanem swojego ciała, tylko w gorszej wersji. Przygotuję oddzielny post o głodzeniu się i dlaczego jest to kompletnie beznadziejna opcja, ale ja nie o tym...
Dieta - źle nam się to kojarzy. Dietą jest określany nasz sposób odżywiania. Dlatego stwórz własną dietę! Dietę nie na miesiąc, dwa czy rok. Do końca życia! Oczywiście przejdzie mnóstwo modyfikacji, bo cały czas się zmieniasz i zmieniają się twoje priorytety.
Na początek pomyśl co trzeba zmienić w twoim odżywianiu? Pijesz za dużo napoi gazowanych? Wcinasz słodycze w nocy, kiedy nikt nie widzi? Czekolada to twoja słabość? A może jesz po prostu za dużo?
Niestety, słodkie uzależnia. W dodatku sprawia nam przyjemność. Co ja myślę o słodyczach? Tu streszczę szybko moją historię, a potem zapewne... was zadziwię.
Od jakiegoś trzynastego roku życia próbowałam ograniczyć słodycze. Wiedziałam, że są nie zdrowe, a ja miałam do nich szczególną słabość. W wieku dziesięciu lat potrafiłam przyjść ze szkoły zjeść serek czekoladowy (I TU KURTYNA!) z nutellą i czekoladowymi chrupkami (na swoją obronę mam tylko to, że na pudelku było napisane fit). Z czasem, robiłam miesięczny detoks na słodycze, jadłam raz na kilka tygodni coś słodkiego i dobrze mi szło. W 2015r zapadła moja, ostateczna decyzja - na rok przestaję jeść słodycze. Od Nowego Roku do kolejnego Nowego Roku. Od dwunastej do dwunastej. Odstawiłam wszystko co słodkie (ciasta, ciastka, słodkie bułki, lody, wszystko co zawiera choć gram czekolady, żelki etc.), ale także paluszki, popcorn, chipsy i tego typu rzeczy. Nie powiem, było ciężko, nie tylko przez samo ograniczenie, ale także niektóre osoby w moim otoczeniu, które ni jak nie chciały tego zrozumieć, co ja piszę, zaakceptować nawet nie mogły. Mimo to udało się. Od pierwszego stycznia tego roku z powrotem jem słodycze i... jestem szczęśliwszym człowiekiem :D Tak, sprawia mi to radość niesamowitą. Nie jem zastraszających ilości (zazwyczaj), po prostu staram się jeść racjonalnie i słodycze wcale w tym nie przeszkadzają. Nie musisz czegoś całkowicie odstawiać jeśli to lubisz. Dieta nie musi być twoim ograniczeniem. Jeśli chcecie mogę napisać specjalny post o tym niezapomnianym roku.


No to się rozpisałam...
Wracając. Jeśli chcesz schudnąć musisz jeść mniej niż dotychczas. Niekoniecznie mniej kalorii. Jeśli jesz niezdrowo i zamienisz hamburgera na sałatkę i rybę to ilość kalorii wcale nie musi się dużo zmienić, aby nastąpiła poprawa samopoczucia i wyglądu. Najważniejsze jest to co jesz. To z czego czerpiesz energię, taką energię masz. Dobra, zajmijmy się najpierw kaloriami. Istnieje mnóstwo kalkulatorów umożliwiających obliczenie twojego zapotrzebowania dlatego nie mam zamiaru się nad tym rozpisywać. Wystarczy wklepać w wyszukiwarkę.
Możliwe, że jeśli do tej pory jadłeś za dużo to wystarczy na razie tylko skrócić cyferkę. Zazwyczaj poleca się uciąć bilans kaloryczny o trzysta kalorii. Możliwe, że to na sam początek trochę dużo, wszystko zależy od twoich doświadczeń. Trzeba również wziąć pod uwagę, że zapewne zaczniesz trenować, a wtedy potrzebujesz więcej energii. Musisz słuchać i obserwować siebie. Jeśli chodzisz cały dzień głodny to coś jest nie halo. Nie bój się eksperymentować, podwyższaj i obniżaj bilans według swojego zapotrzebowania.
Oprócz samego zapotrzebowania ważne jest skąd te kalorie czerpiemy. Białko nas buduje i powoli uwalnia energię, węglowodany dostarczają nam szybszego kopa, błonnik pozwala jeść mniej i poprawiać trawienie, bez witamin pożegnamy się ze zdrowiem, tłuszcze nienasycone są bardzo cennym źródłem wszystkiego co dla nas dobre. Potrzebujemy każdego składnika by być perfekcyjną maszyną. Na początku to wszystko jest strasznie trudne. Jaki posiłek przed treningiem? Jaki po? Co zjeść przed snem? Na śniadanie węglę czy tłuszcze i białko? Jak dopasowywać różne produkty do siebie?
Zluzuj, teorii jest tyle ile ludzi i każdy ma swoją. Co lepsze, każda która dobrze na nas działa jest poprawna.
Musisz przede wszystkim patrzeć co jest dla Ciebie dobre. To, że ktoś mądry coś powiedział, ty to stosujesz, ale męczysz się z tym okropnie, bo Ci po prostu nie odpowiada, to nie rób tego. Ułóż swój plan. Ucz się, ale nie próbuj na siłę dopasować. To, że na kimś się sprawdza to nie znaczy, że Tobie pomoże, wszyscy jesteśmy inni.
Na początek zaproponuję wam fajne wyjście, dużo ułatwiające, które sama stosuję. Aplikacja na telefon, która wszystko wam ładnie wyliczy. Nazywa się, bardzo oryginalnie zresztą, "Dieta i trening" i nie przesadzę jeśli powiem, że jest fantastyczna!


Wszystko wyliczone białka, tłuszcze i węgle! Pamiętajcie, że np. 100 gramów kurczaka to nie jest 100 gramów białka.



Aktualnie dążę aby węgle wynosiły 50%, tłuszcze 20%, a białko 30%. Akurat tego dnia ładnie mi wyszło :)
To naprawdę ogromny plus, że nie trzeba tego samemu liczyć...


Możemy także wybrać trening i zobaczyć ile kalorii dzięki niemu spaliliśmy. Mamy kilka kategorii do wyboru więc nie ma problemu.
Dla początkujących jest to naprawdę świetna opcja, którą polecam! (post niesponsorowany żeby nie było)
Z czasem nie widzę już jedzenia tylko skład i ilość kalorii :P

3.PODSTAWA


Okay, to jeszcze kilka podstawowych rad ode mnie.
  • Posiłki powinno się spożywać w odstępie co 2 do 4 godzin. Cztery godziny to absolutny maks.
  • Cztery, pięć posiłków dziennie to naprawdę całkiem niezły sposób i możliwy do rozplanowania 
  • Warzywa, warzywa, warzywa - totalny must have. Najlepiej do co najmniej trzech posiłków. Surowe, gotowane na parze... Mniam! 
  • Owoce - owoce są również dosyć zdrowe, tylko trzeba uważać żeby nie przeholować, bo zawierają dość sporo cukrów. Dobrze zastąpią nam słodycze jeśli trudno nam się od nich uwolnić.
  • Orzechy, nasiona - tłuszcze nienasycone w pysznym wydaniu! To także warto uważać na ilość, bo są niezwykle kaloryczne, ale również niezwykle zdrowe. Naprawdę warto dodać do chrupek na śniadanie rano, nawet jeśli zwiększy nam to kaloryczność.
  • Napoje gazowane - wyrzuć do śmietnika, albo przynajmniej mocno ogranicz. Nic dobrego z tego nie będzie. 
  • Woda - pij kiedy tylko poczujesz pragnienie. Woda ma naprawdę niesamowitą moc uzdrawiającą. 
  • Słodycze - jedz z głową. Warto kombinować samemu i robić sobie w domu zdrowsze zamienniki :)
W tym poście tyle mogę powiedzieć o odżywianiu. Są to absolutne podstawy. Zresztą warto się dokształcać na własną rękę. Nie bój się zadawać pytań. Chciałabym wam polecić świetną książkę o diecie i treningach - "Piękna papryczka uwodzi kształtem" Pani Edyty Draus. Najlepsza tego typu jaką czytałam. Znacie?

O treningach w następnym poście! Pamiętajcie dieta to 70% sukcesu.
Co wy byście dodali od siebie? Dajcie znać w komentarzu!
Wspaniałej środy! 
Ula

wtorek, 17 maja 2016

Dlaczego nie mogę schudnąć?

Witam was!
Wtorkowy dzień zaczął się radośnie, mimo deszczowej pogody. W poprzednim poście wspominałam o celach i dziś się zajmiemy jednym z nich. Mianowicie, część osób (ta większa część) z całego świata ustanawia sobie za cel schudnąć. Znacie kogoś, kto nigdy nie wspominał o tym, że ma za dużo fałdek to tu to tam? (w każdym razie nigdy tam gdzie by chciał) Ja nie. KAŻDY z moich znajomych (nie ważne jak szczupły) stosował przez jakiś czas jakąś dietę czy próbował zmienić swój wygląd innymi sposobami. Przyznaję się bez bicia - ja też. A żeby to raz czy dwa! Tak naprawdę mnóstwo osób... przez całe życie próbuje schudnąć! Wyobrażacie to sobie? Co roku ględzi o tym, że schudnie, jak pięknie będzie wyglądał na plaży i tym podobne, a potem... znów klapa. Piąty rok z rzędu. Można to zwalić na aktualne kanony wyglądu - między innymi pożądany rozmiar zero, ale mądra osoba wcale nie będzie się tym przejmować. Ty na pewno masz to olać, nie przyda ci się to.


Wracając. Żywienie to jedna z najważniejszych czynności w naszym życiu. To jak będziemy się żywić ma ogromny wpływ na nasze całe życie. Jak to? Tak to, już wyjaśniam.
Odżywianie jak nazwa wskazuje ma odżywić nasz organizm. Nie ma to nic wspólnego z walorami smakowymi, o których myślimy kiedy przygotowujemy obiad czy kupujemy drugie śniadanie. Warto na to spojrzeć, że tak to nazwę, z oderwanego punktu widzenia. Nie patrzeć czy ma się ochotę wsunąć porcję frytek, ale z jakiej grupy produkty powinniśmy sobie dostarczyć. Oczywiście jedzenie jest przyjemnością i dobrze, niech nią zostanie. Natomiast racjonalne żywienie ma na celu dostarczenie nam odpowiednich porcji wszystkich składników odżywczych, minerałów i witamin. Po co? Aby nasz organizm funkcjonował jak najlepiej. Aby żadne choroby XXI wieku się nas nie uczepiły. Aby móc cieszyć się życiem i mieć mnóstwo energii. Po to właśnie jemy, aby mieć siłę i przeżyć te wszystkie piękne rzeczy, które na nas czekają. Człowiek, który racjonalnie się odżywią, "racjonalnie" też wygląda. My kierujemy naszym wyglądem i tylko od nas zależy czy będziemy sarenką czy miniaturowym słoniem. Zadaj sobie teraz te trzy pytania, jestem pewna, że znasz odpowiedzi - Czy podoba Ci się to jak wyglądasz? O jakim wyglądzie marzysz, co chciałbyś zmienić? Czemu jeszcze tego nie zmieniłeś?
Problem w tym, że ludzie są wobec siebie naprawdę strasznie krytyczni. Zarzucają sobie, że przez ich wygląd inni przestaną ich lubić! To strasznie narcystyczne podejście, ale ludzie to samoluby i egocentrycy. Tak ty też. Ja także. Tak naprawdę Ci którzy nas kochają wcale nie przejmują się aż tak naszym wyglądem. Ważne jest jakie ty masz podejście do siebie. Ile masz wad? Już wyliczasz? Przystopuj, to nie jest ważne. Jeśli chcesz wygrać w tą grę, to przede wszystkim trochę wyluzuj.
Na początek podejdź obiektywnie do lustra. Powoli. Zaskocz je. Spójrz, nie bój się. Często zarzucamy sobie rzeczy, które wcale nie są prawdziwe, a przekoloryzowane. Sami robimy z siebie karykatury. Dlatego spójrz i powiedz "Spoko z Ciebie człowiek". To idiotyczne. Ale wiem, że wielu osobom się nie uda.
Jak już wspominałam, nie musisz być najlepszy. Nie musisz schudnąć dziesięciu/dwudziestu/trzydziestu/stu kilogramów aby dorównać przyjaciółce. Nie musisz. Czy to nie piękne uczucie? NIE MUSISZ.
Ale możliwe, że źle się czujesz ze sobą i tego właśnie chcesz. Chcesz być szczuplejszy. Chcesz wcisnąć się w stare spodnie. Chcesz mieć szczupłe uda, bo właśnie o tym marzyłaś od podstawówki. To jest w porządku. Jeśli uważasz, że to jest dla Ciebie dobre i tego potrzebuje twoje ciało to zrób to, masz takie prawo. A jak? Ja Ci pomogę, zrobimy to wspólnie.
Dlaczego do tej pory Ci się nie udało? Możliwe, ze nie miałeś dość motywacji. Możliwe, że piękna figura przekonuje Cię do wyrzeczeń tylko na miesiąc, dalej przestaje się opłacać.  Możliwe, że masz nieodpowiednie nawyki, dołujących ludzi wokół siebie, jesteś leniwy... Możliwe, że jesteś osobą zajadającą stres. Albo było Ci to obojętne. Aż do teraz. Powodów jest tysiące, ale tylko jeden konkretny. Nie wybrałeś siebie. Nie wybrałeś takiego stylu życia, który by Cię usatysfakcjonował i sprawił, że czujesz się dobrze w twoim ciele. Schudnięcie to pestka. Przytyć jeszcze prościej. To co naprawdę powinno Cię w tym wszystkim interesować to ty. Twoje życie. Nie tylko kolejny miesiąc. Nie dwa. Reszta życia. Twoje zdrowie. Dlatego racjonalne odżywianie i sport powinny się stać twoją codziennością, a nie wyjściem na kolejny tydzień by dobrze wyglądać na imprezie.


Uprzedzam, schudnięcie nie sprawi, że pokochasz siebie. Jeśli siebie nie lubisz teraz, to za dziesięć kilogramów też nie polubisz o wiele bardziej. Wiem to, sprawdziłam na sobie. Mniejsza liczba na wadze nie sprawi cudu w twoim życiu. Ty nim jesteś, a nie jakaś głupa liczba. Uświadom to sobie i przestań w końcu narzekać. Schudnięcie nie sprawi, że będziesz odważniejsza, sprytniejsza, bardziej inteligentna, perfekcyjna i ,że zawsze będzie Ci się chciało. Jak mówi jeden z moich ulubionych cytatów, szczupłych osób na świecie nadal więcej niż szczęśliwych. Jednakże dbanie o siebie sprawi, że będziesz bardziej pewna siebie, przyciągająca wzrok i ceniąca siebie. Ale tego nie sprawi liczba. To twoje starania stworzą nową wersję Ciebie. Twoje chęci do zmiany, czynności, które wykonujesz aby być lepszą wersją siebie i  w końcu duma gdy się uda. Pamiętaj o tym - nie jesteś liczbą, tylko człowiekiem. Prawdziwą radość sprawia nam właśnie kształtowanie siebie, walka o coś dla nas ważnego.
To tak na początek coś o nas samych. W następnym poście napiszę o tym jak osiągnąć nasze cele, nawet jeśli do tej pory nam nie wyszło.


Co myślisz o tym poście? Daj znać w komentarzach!
Radosnego wtorku! 
Ula

niedziela, 15 maja 2016

Nie musisz być najlepszy

Hej!
Z czasów poprzedniego bloga pamiętam tylko ten okres, kiedy wszystko już się rozkręciło. Było łatwiej, wiedziałam, że stali czytelnicy przeczytają post, miałam do zaoferowania już całkiem niezłą ilość tematów do przeczytania etc. Początki blogowania to jak zaprzyjaźnianie się z nową osobą. Ona jeszcze Cię nie zna, próbuje się dowiedzieć o Tobie jak najwięcej, a ty przed nią udajesz, aby wypaść jak najlepiej. Nie mam zamiaru udawać. Zacznę więc od pierwszego tematu, który ludzie według mnie powinni podjąć, w drodze do osiągnięcia swoich celów dietetycznych bądź sportowych. Zresztą chciałabym aby cały blog prowadził właśnie do tego, aby ten cel osiągnąć.
Sukces. Co to znaczy osiągnąć sukces? Cel jest o tyle łatwiejszą sprawą, że zazwyczaj jest jasno określony. Schudnę pięć kilogramów. Schudłam pięć kilogramów. Osiągnęłam swój cel, ale czy osiągnęłam sukces?
Niestety, sukces wcale nie zależy od nas. Jak to?
Podam prosty przykład. Przenieśmy się do ławki szkolnej i oddawania sprawdzianów. Jeśli cała klasa dostanie piątki i ty będziesz wśród nich to będziesz przeciętny. Niezależnie od tego czy sprawdzian był łatwy czy trudny, czy musiałeś się do niego uczyć dziesięć razy dłużej niż inni, czy w ogóle nie otworzyłeś podręcznika. Dla innych, nie wyróżniłeś się niczym, ale możliwe, że dla Ciebie był to ogromny sukces, bo nigdy nie lubiłeś tego przedmiotu i nauka Ci nie szła. Zacznijmy jeszcze raz. Gdyby wszyscy dostali czwórki i trójki, a ty byś dostał piątkę? Osiągnął byś wtedy sukces. Byłbyś podziwiany i zżerany wzrokiem przez zazdrosną bandę kolegów. Możliwe, że dałeś z siebie wszystko aby napisać jak najlepiej ten sprawdzian, a możliwe również, że nie uczyłeś się nawet minuty. To jest właśnie sukces - być ponad innymi. Tylko sukces wcale nie musi dawać satysfakcji. Czasami przychodzi sam z siebie, bez naszego wysiłku. Osiągnięcie celu zawsze daje satysfakcję, bo wiemy ile poświęceń nas to kosztowało. Natomiast nasz sukces zależy w dużej mierze od porażki innych. Dlatego też, dla mnie, nie jest zbyt wiele wart. Najważniejsze są cele i twoje dążenie do nich. To co innych nic nie kosztuje, Ciebie może bardzo dużo. Dlatego nie warto zwracać uwagi na sukcesy innych, a patrzeć i cieszyć się z tego, że stajemy się każdego dnia coraz lepsi.
Oczywiście, w tym poście "sukcesowi" przypisałam określone cechy. Chodziło mi tylko o podkreślenie, że trzeba zwracać uwagę na siebie i nie porównywać się do innych. Ogólnie, nic nie mam do słowa sukces :)


Na koniec, pamiętajcie, że:

Nie musisz być najlepszy. Wystarczy, że będziesz dobry dla siebie. 
 Słonecznej niedzieli!
Ula

sobota, 14 maja 2016

Budowa pierwszych kroków

Cześć!
W sieci jest aktualnie tysiące blogów. Przewijają się przez różnych czytelników, mają różnorodną tematykę, dekorują je najpiękniejsze zdjęcia. Za tą chmarą stoi mój mały, pierwszy post. Po co tworzyć blog, skoro istnieją już setki na ten sam temat? Wierzę, że mogę wnieś coś nowego, ale o tym się jeszcze przekonamy. 
Nazywam się Ula. W poprzedni blogowym wcieleniu prowadziłam "Fit Sky Fit Earth". Po przerwie znów wracam w otwarte ramiona blogosfery. Mój blog będzie opowiadał o sporcie, odżywianiu i wszystkim co się z tym łączy. Nie zabraknie moich przemyśleń, bo jak pisać to tak, aby napisać wszystko co dla nas ważne. Nas? Dla mnie i czytelników. Tak, dla Ciebie właśnie.
 Kiedy tylko rano wyszłam z domu, zaczął padać deszcz. Łydki bolały mnie niemiłosiernie. Prawie przejechał mnie tramwaj. W parku ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Ciągle wpadałam na czerwone światło. Pod koniec myślałam, że nie dam rady. Ale dałam i dożyłam. O to właśnie chodzi!
Mimo wszystko, chciałabym żeby na tym blogu nie zabrakło tego, czego w większości mi brakuje. Prawdy. Patrzę na te piękne wysportowane osoby, przyrządzone potrawy i perfekcyjne ubrania i ani trochę w to nie wierzę. Czy im się zawsze chce się iść na trening? A gdzie ich gorsze dni? Czy oni są w ogóle ludźmi? O tych tematach wielu zapomina. Oprócz mądrych rad (mam nadzieję, że takie właśnie będą), chciałabym dawać oparcie w gorszych momentach.
Tak więc to jest mój początek. Nasz początek.
Początek Fabryki zwycięzców.


Miłego wieczoru!
Ula